Mija polmetek naszego wyjazdu a jeszcze dluga droga przed nami. Niestety przyszedl czas pozegnac sie z Wietnamem. W pamieci pozostana malownicze i roznorodne krajobrazy, zapach i smak aromatycznych potraw oraz wizerunek szybko rozwijajacego sie panstwa "Tygrysa"azjatyckiego, jakze odmiennego z wczesniej znanym stereotypem.
Znowu dosc wczesnym rankiem wsiedlismy w autobus, tym razem podazamy do Phnom Penh - stolicy Kambodzy.
Zdobycie wizy kambodzanskiej przypominalo farse. Zwykle aby uzyskac wize nalezy wypelnic formularz, dolaczyc fotografie i uiscis odpowiednio wysoka oplate. Wyrobienie wizy w Ambasadzie Kambodzy w Sajgonie trwa ok. 6 dni, na granicy zaledwie kilka minut. Wiec wsiedlismy do autobusu bez wizy wjazdowej. Tuz przed opuszczenie Wietnamu "pomocnik kierowcy" zebral paszporty wszystkich podroznych i od kazdego kwote 25$ na owa wize. Najpierw przekazuje nasze paszporty urzednikowi wietnamskiemu, ktory "rzutem na tasme", bez ceregieli wstawia pieczatki wyjazdowe. W taki sam szybki sposob przywitala nas Kambodza. Tutaj urzednik porownal "oryginal" z tym co jest na zdjeciu w paszporcie i kazal wsiasc do autobusu. Oczywiscie paszporty wszystkich turystow z naszego autobusu zatrzymal. Tymczasem kierowca przewiozl nas przez okazala brame wjazdowa, stylizowana na buddyjska swiatynie, do Kambodzy bez dokumentow. Po kilku minutach zatrzymalismy sie pod restauracja na lunch, a po 30 minutach wrocily do nas paszporty z wiza...
W czasie jazdy, obserwujac przez okno autobusu zauwazamy wyrazne roznice w porownaniu z Wietnamem. Wielka przepasc dzieli te dwa sasiednie panstwa. Kambodza jest bardzo biedna, nadal nie podniosla sie po tragicznych czasach dlugiego i krwawego rezimu. Betonowe lub drewniane domki na palach przypominajace chaty w skansenie, nie zagospodarowane pola uprawne i wszedzie lezace sterty smieci w postaci opakowan jednorazowych. Stolica rowniez szokuje widokiem. Betonowe budynki pozbawione zdobnictwa, podniszczone klimatem, dziurawe ulice. Po zmroku zapada ciemnosc rozjasniana jedynie przez nieliczne neonowe reklamy hoteli i restauracji wyznaczajace kierunek "domu". Mamy nadzieje, ze czesc reprezentatywna miasta, czyli okolice palacu krolewskiego sa bardziej okazale. To pozostawiamy sobie na ponowna wizyte w Phnom Penh za kilka dni.
Jest jednak cos co sprawia, ze Kambodza lapie za serce... bezinteresowny, szczery usmiech spotykanych po drodze ludzi...
Znowu dosc wczesnym rankiem wsiedlismy w autobus, tym razem podazamy do Phnom Penh - stolicy Kambodzy.
Zdobycie wizy kambodzanskiej przypominalo farse. Zwykle aby uzyskac wize nalezy wypelnic formularz, dolaczyc fotografie i uiscis odpowiednio wysoka oplate. Wyrobienie wizy w Ambasadzie Kambodzy w Sajgonie trwa ok. 6 dni, na granicy zaledwie kilka minut. Wiec wsiedlismy do autobusu bez wizy wjazdowej. Tuz przed opuszczenie Wietnamu "pomocnik kierowcy" zebral paszporty wszystkich podroznych i od kazdego kwote 25$ na owa wize. Najpierw przekazuje nasze paszporty urzednikowi wietnamskiemu, ktory "rzutem na tasme", bez ceregieli wstawia pieczatki wyjazdowe. W taki sam szybki sposob przywitala nas Kambodza. Tutaj urzednik porownal "oryginal" z tym co jest na zdjeciu w paszporcie i kazal wsiasc do autobusu. Oczywiscie paszporty wszystkich turystow z naszego autobusu zatrzymal. Tymczasem kierowca przewiozl nas przez okazala brame wjazdowa, stylizowana na buddyjska swiatynie, do Kambodzy bez dokumentow. Po kilku minutach zatrzymalismy sie pod restauracja na lunch, a po 30 minutach wrocily do nas paszporty z wiza...
W czasie jazdy, obserwujac przez okno autobusu zauwazamy wyrazne roznice w porownaniu z Wietnamem. Wielka przepasc dzieli te dwa sasiednie panstwa. Kambodza jest bardzo biedna, nadal nie podniosla sie po tragicznych czasach dlugiego i krwawego rezimu. Betonowe lub drewniane domki na palach przypominajace chaty w skansenie, nie zagospodarowane pola uprawne i wszedzie lezace sterty smieci w postaci opakowan jednorazowych. Stolica rowniez szokuje widokiem. Betonowe budynki pozbawione zdobnictwa, podniszczone klimatem, dziurawe ulice. Po zmroku zapada ciemnosc rozjasniana jedynie przez nieliczne neonowe reklamy hoteli i restauracji wyznaczajace kierunek "domu". Mamy nadzieje, ze czesc reprezentatywna miasta, czyli okolice palacu krolewskiego sa bardziej okazale. To pozostawiamy sobie na ponowna wizyte w Phnom Penh za kilka dni.
Jest jednak cos co sprawia, ze Kambodza lapie za serce... bezinteresowny, szczery usmiech spotykanych po drodze ludzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz