wtorek, 22 lipca 2008

19 lipca


Da Lat odswiezylo nasze przykurzone pluca, uraczylo widokami gorskiej okolicy oraz obserwacjami mieszkancow. Przespacerowalismy sie kilkakrotnie wokol jeziora czym zadziwialismy wielu tubylcow.
Jednak ciekawosc swiata nie pozwala nam zbyt dlugo siedziec w jednym miejscu, wobec czego po raz kolejny spakowalismy bagaze i przemknelismy autobusem w kilka godzin na wybrzeze poludniowe, do Mui Ne. Wyobrazalismy sobie rajskie plaze z delikatnym piaskiem pod stopami, blekitna, spokojna wode, w ktorej mozna sie zanurzyc i uciec przed upalem. Rzeczywistosc jednak nas rozczarowala, po raz pierwszy w Wietnamie. Morze Poludniowochinskie w tej okolicy jest bardzo niespokojne, przypomina raczej "gniew oceanu", wiec kapiel jedynie pod prysznicem. Z powodu plywow plaza pojawia sie dopiero poznym popoludniem, a spacer po niej nie jest zbyt przyjemny. Bliskosc wioski rybackiej sprawia, ze wraz z odplywem na plazy pozostaja smieci, resztki rybich tusz i inne niezidentyfikowane rzeczy, wiec "palmowy raj" zostal utracony...
Mui Ne jest jednak doskonalym miejscem dla milosnikow zamknietych resortow. Wiele ich wybudowano na pseudoplazy, wlasciwie na falochronie, wydzierajac morzu spory kawalek terenu. Sa to biekty zamkniete z basenami, kortami tenisowymi, boiskami sportowymi, polami golfowymi i gabinetami spa, wiec rekompensuja te romantyczne spacery po plazy.

Brak komentarzy: