Gdy po tygodniu pobytu na Bali, wsiedlismy na prom by poplynac na Lombok, z ulga odetchnelismy. Bali nadaje sie do zwiedzania, poznawania kultury i obyczajow hinduizmu w nieco odmiennej, endemicznej formie zwlaszcza jesli chodzi o kremacje zmarlych. Zaskakuje unikalna architektura zarowno mieszkalna jak i sakralna. Mozna codziennie przemierzac wyspe kilometrami i co kawalek bedziemy napotykac swiatynie, oczywiscie nie uda nam sie wejsc do kazdej, pomijajac checi poznawania kultury, ale z prostego powodu —na Bali codziennie jest jakies swieto, ktore poswieca sie jakiemus bostwu. Balijczycy z nabozna czcia rozkladaja ofiary dla bostw i duchow w przeroznych miejsach. Nieraz mozna sie potknac przechodzac ulica o ulozone w plecionym koszyczku szczypty ryzu przystrojone kolorowymi kwiatami. Kazdy bacznie sie rozglada, by tak na wszelki wypadek nie wdepnac i popasc w nielaske "duchowi turystow", ktory pokrzyzuje wakacyjny wypoczynek.
Bali jest ciekawa krajobrazowo, na polnocy spore wulkany, zreszta nadal niegroznie aktywne, centrum gesto zarosniete, niemal dzunglowate no i wybrzeza tez urozmaicone widokowo. Plaze nie powalaja, tak jak niejedna w Tajlandii, jedynie surferzy przybywaja licznie by poza zachwycaniem sie sprobowac ujarzmic fale.
Na Bali wszystko mozna kupic i wszystko jest na sprzedaz, lacznie z podziwianiem zjawiskowych tarasow ryzowych czy obejrzeniem malp w dzungli. Nie mozna spokojnie przejsc ulica nie bedac nagabywanym a to na kupno sarongu, albo na przejazdzke taksowka, czy tez na jedzenie, no bo otwarto kolejna restauracje i dobrze jest spedzic tam turystow. Jesli ktos wybiera sie z biurem na Bali to zamieszka w bogatym, stylowym resorcie z kompleksem basenow i pewnie stwierdzi, ze to raj. Niestety masowa turystyka, ponoc mniejsza po wybuchu bomby w Kucie w 2002r., (w co trudno uwierzyc) i sami tubylcy odarli to miejce, ktore pewnie 10 lat temu jeszcze zaslugiwalo na status Raju.
Zmeczeni gwarem tej wyspy plyniemy na Lombok.