środa, 20 lipca 2011

Krotka eskapada do Singapuru

Wczesnym rankiem, jeszcze przed wschodem "azjatyckiego" slonca, pospiesznie wsiadamy do taksowki by zdazyc na lotnisko. M saczy swoje poranne mleczko na tylnim siedzeniu, powoli sie budzac. Na lotnisko jedziemy ponad godzine bo znajduje sie na drugim koncu wyspy. Po sprawnej odprawie jeszcze zostal czas na "zwiedzenie" lotniska, czyli obowiazkowa runda Marysi po hali odlotow i sprawdzenie czy jeszcze jakies dzieci z nami poleca. Bardzo jest spragniona innego towarzystwa w podrozy niz mama i tata.




Wczesne sniadanie na lotnisku tez smakuje.... tylko dlaczego to ja zawsze mam pilnowac bagazy?




Singapur przywital nas niestety nie najlepsza pogoda. Samolot wyladowal na glownym lotnisku, ale ze to tania linia wiec musielismy dotrzec do terminalu, hen na koncu wyspy. Samolot wiec przejechal nad miejska autostrada i mostem tuz obok miejskich autobusow. Oficer imigracyjny wita wszystkich szerokim usmiechem i garscia cukierkow. Obowiazkowa pogawedka na temat M, czyli ile ma lat, czy juz duzo mowi, co lubi jesc, a co jej sie podoba w Azji - juz do tego przywyklismy. Mala zreszta tez. Nauczyla sie, ze na powitanie komus nowemu warto podac dlon albo przynajmniej sie usmiechnac i pomachac reka. Pomio, ze wyladowalismy gdzies na dalekich krancach wyspy nie ma problemu z komunikacja. Pod terminalem czekaja darmowe autobusy dowozace do terminala glownego i kolejki miejskiej, ktora mozna przejechac Singapur wzdluz i wszerz. Dodatkowo podrozujac z dzieckiem w wozku wazne sa wszelkie udogodnienia typu podjazdy, windy czy tez niskie krawezniki. Singapur to raj dla spacerow z wozkiem.




W miare szybko odnalezlismy nasz hotel i pomimo deszczu wyruszylismy na rekonesans, by zaspokoic ciekawosc, co tez zmienilo sie przez ostatnie 8 lat od naszego pobytu. A zmienilo sie wiele. Przybylo kilka, moze nawet kilkanascie drapaczy chmur harmonijnie wkomponowanych w poprzednia architekture. Trzeba przyznac, ze osiagneli mistrzostwo w urbanistycznym planowaniu.




Zwiedzanie w deszczu....



... i nie tylko. Chinatown bardzo nam przypadlo do gustu...
i oczywiscie nowoczesny Singapur.


W sobotnie popoludnie wypoczywalismy, podobnie jak 3/4 mieszkancow, na wyspie Sentosa. Mozna tam dotrzec na kilka sposobow: autobusem przez most, kolejka szynowa z centrum handlowego czy tez bardziej turystyczna kolejka linowa z okolicznych wzgorz. Wyspa Sentosa to ostoja zieleni, ciszy (poza weekendem pewnie) i miejsce do plazowania. Jednak ku naszemu zdumieniu plaze sa waskie a piasek sprowadzony z Sumatry, bo tutejszy byl za malo "plazowy". Po wyspie kursuja darmowa komunikacja dwozaca do poszczegolnych punktow, czyli wspomnianych plaz, parkow rozrywki (w rozmiarach mega) dostarczajacych tez mega atrakcji. To kolejny przyklad na to, ze poza zarabianiem pieniedzy Singapurczycy potrafia wypoczywac. Na jednej z plaz trafilismy na "family day", gdzie rodzice z dziecmi brali udzial w zabawach typu tor z przeszkodami, parasailing, strzelanie z luku (chyba do uciekajacych tatusiow), malowanie i wiele innych, ktorych nie zapamietalam. My niestety, ze zgledu na jednak niewielkie rozmiary naszej Dzidzi, musielismy sie ograniczyc do skakania w dmuchanym zamku.

Brak komentarzy: