Podróże są ciekawe, interesujące, rozwijające, ubogacające - zwłaszcza mentalnie. Mogą być smakowite, pachnące i kolorowe. Podróże uczą dystansu do siebie, dają wiarę w drugiego człowieka, w pomocną dłoń. Dają wolność - dziś tu, jutro tam - a dom tam gdzie my. Wzruszają bezinteresownością poznanych ludzi. Jednak często podróżom towarzyszy zmęczenie, upał lub nagła zmiana temperatur i wiele zaskakujących, nieprzewidzianych sytuacji, które zaburza spokój.
Sraczka, czyli biegunka jest najczęstszą zmorą podróżniczą. Bywa efektem reakcji organizmu na zmianę diety, zjedzenia czegoś nieświeżego lub co gorsza początkiem poważniejsze dolegliwości, np. duru brzusznego itp. Na wszystko nie jesteśmy się w stanie przygotować i przed wieloma uchronić. Jednak działania profilaktyczne mogą zapobiec poważniejszy infekcjom. My przed wylotem, w czasie podróży i przez tydzień po powrocie zażywamy probiotyki, by wspomóc jelita. Na wyjeździe pijemy wodę butelkowaną i w takiej też myjemy zęby i płuczemy szczoteczki do mycia zębów. Dzieci bardzo szybko wyrabiają sobie taki nawyk i dbają by dziennie uzupełnić zapas drinking water. Owoce kupione na targu myjemy przed obraniem. Jadamy w lokalnych knajpkach, takich gdzie potrawy są na świeżo przyrządzane w naszej obecności - azjatyckie restauracje mają kuchnię przy wejściu, odmiennie niż nasze- na zapleczu, więc wchodząc jesteśmy w stanie szybko rozeznać się w dbałości sanitarnej kucharza. Zdarzają nam się w podróży chwilowe niedyspozycje biegunkowe, ale nigdy nie trwały dłużej niż pół dnia. Woda z młodego kokosa na zmianę z coca-colą dość szybko stawiają na nogi.
Moskity to oczywiście komary. Te tropikalne są różnej wielkości i pomimo, że szare to mają różny odcień i deseń. I różnią się czasem aktywności w ciągu dnia. Sporo się o nich pisze, mówi i chroni przed nimi bo są roznosicielami malarii i dengi - dwóch chorób tropikalnych, na które nie możemy się zaszczepić. Nasze krajowe komary też potrafią nam zepsuć urlop, gdy z powodu dużej wilgotności, zwłaszcza nad jeziorem, będą wokół nas krążyć i kąsać. Potem bezsenna noc bo pogryzienie niemiłosiernie swędzi. Albo uporczywie bzyczący owad szykuje się do ataku na naszą tętnicę fruwa nocą po pokoju, nie daje spać. Azjatyckie komary, duże czy małe, nie wydają dźwięków dlatego bez moskitiery, w oknie lub nad łóżkiem, bez repelentów w spraju lub kremie jesteśmy bezbronni. Dodatkowe zabezpieczenia - jako elektryczny wkład do kontaktu i żarząca się "spirala" umieszczana pod stołem w restauracjach lub na balkonie - są pomocne dla naszej ochrony, niestety nie na 100%. Malaria i denga są w południowo-wschodniej Azji nadal sporym problemem. Dzięki aplikacji NASA Globe Observer możemy pomóc w liczeniu populacji moskitów.
Sprzymierzeńcami w eksterminacji komarów w najbliższym otoczeniu są gekony. Te małe, ok 10cm chętnie zamieszkują w pokojach hotelowych, nawet bez naszej zgody. Nocą "polują" na insekty zgrabnie i szybko przemieszczają się po pomieszczeniu. Są dość lękliwe więc nie wejdą na twarz śpiącego człowieka.
Pluskwa to niewielki owad uwielbiający podróże we wszystkich strefach klimatycznych! Jest cichym, niechcianym towarzyszem człowieka. Małe "stadko" pluskiew potrafi mocno pogryźć bezbronnego śpiocha. Działają jak małe wampiry. Wychodzą w ciemności zwabione oparami dwutlenku węgla i ciepła wydzielanego przez ciało. W kąsaniu są za to delikatne bo robią to z miejscowym znieczuleniem, jak kleszcze. Mnie i Jankowi zdarzyło się zbudzić jednego ranka, na Ko Samui, z większą liczbą śladów pogryzień, więc należało poszukać winowajcy i go usunąć z naszego "gniazdka". Bez śladów wskazujących na komary, przeszukaliśmy informacje w sieci. I dowiedzieliśmy się o pluskwach z forum o podróżowaniu po ... Polsce. Ludzie uskarżali się, że w sypialnym pociągu pogryzły ich pluskwy i na dodatek z bagażem przywieźli je do domu, gdzie mając dostęp do pożywienia i schronienie szybko się namnożyły. Owady te kryją się w tapicerowanych meblach i cichcem przenoszą się do "nowego" miejsca. Spora dawka informacji uruchomiła naszą wyobraźnię. Zaczęliśmy sprawdzać łóżka, materace pod każdym szwem, drewniane ramy, potem szafy. Próbowaliśmy się uspokajać faktem, że co drugi dzień nasz pokój jest sprzątany. Zaopatrzyliśmy się w spray na owady domowe i prewencyjne "okadziliśmy" apartament. Jednak kolejnej nocy spaliśmy czujnie, kilka razy z latarką, z zaskoczenia, sprawdzając czy "coś" nie chodzi po łóżkach. Nie znaleźliśmy śladów pluskiew. Oddaliśmy nasze wszystkie ubrania do prania i prasowania. Czasem nadmiar wiedzy bywa przekleństwem... Z czasem znalazł się winowajca - maleńkie mróweczki, które gustują w balsamach do ciała.
A dla zainteresowanych podaję informację, że Amerykanie nim rezerwują u siebie w kraju hotel korzystają z aplikacji do sprawdzania obecności pluskiew. Na tych listach są sieciowe hotele, a nawet Hilton i Sheraton "goszczą" te owady.
Meduzy należą do parzydełkowców, żyją w zbiornikach wodnych o różnym stopniu zasolenia. Prowadzą swobodny tryb życia, dryfują z falami morskimi. Mogą osiągać różne rozmiary i mienić się kolorami, choć większość jest przejrzysta - lepiej wtedy wpaść na ofiarę. Wszystkie meduzy mają czułki zaopatrzone w komórki parzydełkowe. Zawartość toksyn w parzydełkach klasyfikuje meduzy pod względem niebezpieczeństwa dla człowieka. Do tych zabójczych należy m.in żeglarz portugalski i osa morska. Z obecnością tej ostatniej w Zatoce Syjamskiej zetknęliśmy się już dwa lata temu. Pojawiały się informacje w prasie o ofiarach śmiertelnych poparzonych podczas kąpieli. Czasem nas coś ukłuło, lekko jak igłą podczas pływania. Jednak to wszystko było ignorowane aż do tego roku. Władze zaczęły naciskać na hotelarzy by zapewnili bezpieczeństwo kąpielisk. Kto z nas by chciał pojechać, do miejsca nad morzem, gdzie oficjalnie stoją tablice z napisem "danger"? Wiec większość zadają takie informacje. Na szczęście są też mądrzy właściciele resortów, którzy ucząc się od Australijczyków, wyznaczyli spore kąpieliska zabezpieczone specjalnymi statkami. Na plaży pojawiły się tablice edukacyjne, co należy zrobić po kontakcie z parzydełkami. Postawiono słupki z umieszczonymi wewnątrz butelkami z octem. Poparzone miejsce należy przez 30s polewać octem - to zapobiega wydzielaniu się toksyny z parzydełek. Edukacja jednak może zniwelować zagrożenie.
Oczywiście to nie wszystkie utrudnienia przyrodnicze, z którymi możemy się zetknąć. Zdarzają się karaluchy wychodzące z kanalizacji jeśli źle zrobiono odpływ, nawet w najlepszych hotelach. Są węże, pająki, skolopendry, ale one trzymają się z dala od człowieka. Natomiast największym utrapieniem są małe - tyci-tyci- mróweczki. Przecisną się przez każdą szparę. Wchodzą, jedna za drugą, penetrując otoczenie w poszukiwaniu cukru - cały świat organiczny jest od niego uzależniony. Okruszki pozostawione na stole to uczta dla setek tych małych lokatorów.
Insekty, gady, pająki i inne okazy - trzeba się je nauczyć "kochać", wtedy tropiki są rajem.
Podróże uczą na wiele sposobów- również radzenia sobie z innymi gatunkami. Ciekawość to pierwszy krok...